Taka recenzja to spełnienie marzeń!

 

„Abstrahując jednak od niebanalnej fabuły na pograniczu jawy i snu, warto zauważyć, że pod płaszczykiem zwariowanych, pełnych zawiłości losów Bereniki autorka przemyca gorzkie prawdy o kondycji współczesnego człowieka oraz o życiu w erze wszystkiego na sprzedaż, w epoce odnawiania wielkich bzdur dla równie wielkich zysków, w czasach, kiedy prym wiedzie instagramowy imperatyw wiecznego szczęścia, który jest destrukcyjny, ponieważ odziera nasze istnienie z prawdy, wyjaławia je. Nie możemy bowiem chować się przed strachem, poniżeniem, bólem, stratą czy śmiesznością. Nie możemy bać się ludzkich uczuć i naturalnych reakcji na nie.

Muszę powiedzieć, że ogólnie książki Anny Rybkowskiej to dla mnie jeden wielki bunt przeciwko zakłamaniu, pustym formom, uważaniu na każde słowo, niemożności uczciwego wypowiedzenia się, wyrażenia swojego zdania, bez bycia posądzanym o narzucanie tegoż zdania, o zmuszanie do czegoś, o wpędzanie w kompleksy czy w poczucie winy. Bo dziś wszyscy wszystko biorą dosłownie i personalnie…

W ogóle to nie wiem też, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale w swojej tetralogii Rybkowska ofiaruje nam niespotykany dar: pozwala przeżyć czytelnikom to, o czym większość z nas marzy; pozwala odczuć na własnej skórze, jakby to było, gdybyśmy nagle otrzymali potężny spadek albo wygrali ogromną sumę pieniędzy. W takim wypadku (co widać na przykładzie Bereniki) schemat jest zwykle do bólu trywialny: niespodziewane bogactwo, splendor, nobilitacja, życie wywrócone do góry nogami i od razu, równolegle – zazdrość ludzi, zawiść, genialne pomysły na biznesy, „uniżone” prośby o pomoc i tak dalej… Z jednej strony wielkie wow, z drugiej strony – wielka groza. Tu poznajemy temat od podszewki, ale niczym nie ryzykujemy. Siedzimy w domu, pijemy kawę, przewracamy strony książki, a Berenika walczy z tym całym szaleństwem. Niby nic, ale może dać do myślenia.

Na koniec zostawiłam mój osobisty smaczek, a mianowicie … słowa i zmysły. Anna Rybkowska jak żadna inna znana mi polska pisarka umie bowiem czarować słowami i z wyczuciem „maluje” swą prozą barwne impresje. Jej książki są przepełnione sugestywną zmysłowością. Dużo tu zapachów, smaków, wiatru, ciepła i kolorów. Uwielbiam to! Oprócz tego, zarówno autorka, jak i jej bohaterka dostrzegają piękno w drobiazgach, pozornie nic nieznaczących szczegółach, np. w zwyczajnych schodach i drzwiach. Myślą o historiach, jakie skrywają, o tym, co widziały, czego były świadkami… Cenię tego rodzaju wrażliwość. Nie coaching, nie zabełkotania, nie emocjonalne wydmuszki, ale uczciwą wrażliwość. Generalnie odnoszę takie wrażenie, że powieści Anny Rybkowskiej wymagają duszy obfitej w zmysłowość i w czułość. Bez tego można się tu poczuć zagubionym, zirytowanym, a nawet niechcianym. Tak. Obfitość duszy to klucz do czytania tej serii i Rybkowskiej w ogóle.

Polecam gorąco! Nawet w ramach ćwiczeń z wrażliwości ?”

całość na 

https://booksarecenzuje.wordpress.com/2021/03/17/anna-rybkowska-smak-wiosny/

***

 

P.S. Wydawało mi się, że wiem o co mi chodzi, ale nie umiem tego opisać, a tu znalazła się młoda kobieta, która idealnie mnie odczytała!

Wszystkim, którzy po lekturze drugiego tomu poczują się zirytowani lub niechciani, wybaczam 😉 I namawiam jednak do zaufania, i przeczytania „Dotyku lata” 

Może się tak srodze nie zawiodą?