
Polecajki
Hej, jak Wam mija przedświąteczny weekend?
Na pracowitej krzątaninie, wycieraniu kurzu z kandelabrów, mrożeniu uszek, pieczołowitym dekorowaniu gumna?
U mnie lenistwo idzie w parze z częstym dobieganiem po prowiant i wypełnianie sobie kałduna tym co wpadnie w rękę, bo nie widzę powodów by najpierw gromadzić i powstrzymywać się od świeżego, a potem przez raptem dwa dni, niestosownie się obżerać postarzałym. W ramach rytuału świątecznego ustalonego na pamiątkę narodzin dzieciny, której rodzice byli ubodzy i niezaradni, jeśli wierzyć starożytnym przekazom. Po latach podobnych przygotowań idę pod prąd powszechnego oczyszczania, gromadzenia i przerabiania. Wzmagam podupadającą żywotność czym się da! O tyle się zmieniło, że kiedyś robiłam mostek i szpagat, a teraz się cieszę, jak wstając z łóżka czegoś sobie po drodze nie uszkodzę.
W ramach pracy intelektualnie zbytecznej postanowiłam wzbogacić stronę o nowy rozdział, pod tytułem POLECAJKI. Zachęcam, by czasem skierować na niego ócz własnych zdroje. Będę w nim pisać o ukochanych filmach, książkach i muzyce, malarstwie; bynajmniej nienowych, za to z górnych półek, bo tyle się tego teraz pałęta, tu i tam, że z ulgą trzymam wartę przy wypróbowanych mistrzach. W powodzi bestsellerów ciężko spotkać się z rozumem, co dopiero wypunktować konkrety!
Moje recenzje to bardziej pogadanki „o”. Jestem wrogiem spojlerowania, skoro piszę o tworach nie pierwszej świeżości, zdążyliście przyswoić własny pogląd w temacie. Z grubsza. Bo jeśli niekoniecznie, to nic nie stanie na przeszkodzie, by sięgnąć i wiedzę uzupełnić, w ramach niezobowiązującego dokształtu. Żyjemy w czasach pandemii, gdzie wielu pozostaje na kwarantannach, nie bierze udziału w eventach z najwyższych półek kulturalnych, nie dobija do ostatnich krzyków mody, i osobiście nie zasila elitarnych tłumów. A równowaga to coś naturalnego, do czego warto dążyć. Przynajmniej próbować.
Dziś, w ramach raczkowania, przypomnę baryton Jima Reevesa, który koi moje skołatane nerwy w okresie przedświątecznym, i jest kojarzony z amerykańskimi christmas carols, mimo iż w annałach muzyki zapisał się jako piosenkarz country. Reeves zginął przed 40, w wypadku małego samolotu, który sam pilotował. W roku 1964, co daje wyobrażenie o jego muzyce i ówczesnych trendach. Przyczyną katastrofy była szalejąca burza z piorunami.
Jednego roku zawzięłam się, by w duecie z Jimem odśpiewać moją ukochaną piosenkę. I wowczas się okazało, jak jest trudna do wykonania! Ćwiczyłam zażarcie dwa dni, aż mi dzieciaki pukały w drzwi pokoju, zaniepokojone, że matka się zacięła, jak stara płyta. Ostatecznie śpiewałam ją tylko wtedy, gdy nikogo nie było w domu, już po świętach, bo nie odważyłam się dać plamy w święta! Spróbujcie zaśpiewać z Reevesem, naprawdę trudno, choć on to wykonuje bez wysiłku, z uroczą lekkością, i słodkim przesłaniem. Te chóry, i towarzysząca gitara oraz smyczki! Po latach wykonywali ją również inni wykonawcy, m.in. Boney M. Ale nikt nie był w tym równie cudowny!
Są oczywiście inne znakomite piosenki okołobożonarodzeniowe, w czym specjalizują się wielcy amerykańscy wokaliści płci obojga, ale to właśnie Reeves skradł moje serce, po wsze czasy!