Nie tylko Netflix!

 

Odświeżam sobie serial „Chłopi”, i muszę przyznać, że trzynastoodcinkowa superprodukcja w reżyserii Jana Rybkowskiego (zbieżność nazwisk przypadkowa) ani na jotę nie straciła walorów przestrzennej, szerokiej epickiej opowieści. Zachwyca w sensie plenerowym, obyczajowym, jak charakterologicznym. Widzę w niej zbieżność z epopeą „Cichy Don” Szołochowa.

Adaptacja noblowskiej prozy Reymonta zaskakuje świeżością i pięknym ujęciem tematu czterech pór roku,  osadzonych w małym środkowisku, gdzie obserwujemy przekrój społeczny- od milczącego zawsze dziedzica i jego otoczenia, poprzez elitę wsi- czyli proboszcza, wójta, organistę, kowala i młynarza, dalej bogatych gospodarzy, aż po najemników i parobków, sieroty społeczne jak Witek, kończąc na bezdomnej „hołocie” jak Jagustynka.

 

Rozlewna narracja, symbioza z przyrodą, piękne zdjęcia i muzyka. Obrzędowość, zabobony, zwyczaje, rytuały. Sekwencje z kościoła podczas świąt, malownicze plenery. Czujemy zapach kadzidła, starego drewna, gęsiego puchu, szatkowanej kapusty, smak pieczonych na ognisku ziemniaków, widzimy zajadających z apetytem proste strawy, często ze wspólnej miski. Ziemniaki, kasze, mleczne zalewajki, wszystko to zdaje się pachnieć z ekranu, tak esencjonalnie jest ukazane! Aż by się chciało jeść drewnianą łyżką z kamionkowych dwojaków! Człowiek współczesny odkrywa ekologię, słono płaci za prostotę agroturystyki, obfitość regionalnych przysmaków i miejscowej podpalanki. Wdycha zapachy ziół i próbuje wrócić do natury w przekonaniu, że to najlepsze dla jego zdrowia i ukojenia nerwów!

No i te aktorskie kreacje!

Dla mnie absolutnym numerem jeden jest Fijewski, grający parobka Kubę. Jego mimika, prostota, sposób mówienia, sceny w których je śledzia w karczmie u Żyda, albo uczy odmawiać pacierz. Niezwykle przaśna malowniczość. A scena kiedy obcina sobie zaatakowaną gangreną nogę? To wywołujący mrówki na skórze „rarytas”, w sam raz dla wielbicieli thrillerów. Ilekroć TVP  przypominała ten serial moi rodzice oglądali poszczególne odcinki z wielkim upodobaniem i uznaniem. Pamiętam, że mama wychodziła z pokoju przy scenie „ nieklinicznej amputacji”. Trudno sobie wyobrazić większy koszmar! W erze slasherów gdzie flaki latają w powietrzu a krew bryzga strumieniami scena gdy storturowany i zdesperowany parobek, skatowany bólem i gorączką ostrzy siekierę… Wiemy co zamierza. Naturalizm w czystej postaci!

 

No i role kobiece. Cicha, umęczona Hanka, która zębami broni swojego, tego co jej się słusznie należy. Niby taka pokorna, gdy trzeba potrafi zawalczyć! Nieustannie piastująca płaczliwe dziecko, zapatrzona i zakochana w Antku, który traktuje ją podle. Kiedy Krystyna Królówna się uśmiecha, uśmiecham się i ja, bo doskonale rozumiem jej udręki. Wieś ją obgaduje, wyśmiewa, dokucza. Lekceważy mąż, który woli inną. A jednocześnie ona znosi ten swój los w pokorze. Piękna twarz Krystyny Królówny plastycznie wyraża upokorzenie, zgryzotę i te krótkotrwałe przejaśnienia. Chłopka nie pozbawiona rysu melancholii.

 

 

 

Matka Jagny, grana przez Jadwigę Chojnacką. Sprawiedliwa i wyrozumiała, jednocześnie sroga, okrutna i nieprzejednana. Czasem złudnie spolegliwa, zazwyczaj uparta. Swoje wie! To ona powinna być kolejną żoną Boryny! Trochę wróżka, trochę szamanka, z bogatą erotyczną przeszłością, o której złośliwe baby i chłopy plotkują we wsi.

 

 

No i Jagna, postać tragiczna. Wrażliwa, piękna dziewczyna ze zmysłem artystycznym, zagubiona pośród wiejskiego twardego bytu dusza. Kocha i dusi się w borynowej komorze! Ma poczucie sprawiedliwości, jest sentymentalna i pociąga ją mądrość, którą uosabiają książki, subtelność, czystość. Jest młoda, żar krwi ją usprawiedliwia. Żal tej pięknej dziewczyny. Nie potrafił zawalczyć o siebie, zależna od innych i oceniana poprzez pryzmat zawiści. Wkurza swą odrębnością ludzi pospolitych i zawziętych. Skazana na ich osąd i niegodziwość. Marzycielka, która kończy na wozie z gnojem.

 

 

Nie sposób wymienić wszystkich , sa tu wspaniałe epizody i role drugoplanowe.

Ilu wybitnych aktorów „raczkowało” na planie „Chłopów”?

Między nimi Andrzej Seweryn. 

Niech się schowają wszystkie Netfliksy!

Ileż emocji, nie tylko w płonącym snopku!

Ten serial należy do dzieł „wiecznie żywych”, i wielka szkoda, że Reymont został tak skutecznie obrzydzony przez szkolny ukaz i rozważania pod tytułem „Co autor miał na myśli”, bo to nadal sztandarowa proza i powinniśmy być dumni!