„Black friday”

„Black friday” spędziłam z moimi dziećmi. Nie robiliśmy obłędnych, głupkowatych zakupów. Patrzyliśmy sobie w oczy, wiedząc, że nie samym chlebem i igrzyskami żyje człowiek. To co najważniejsze, zarazem bezcenne, znajdujemy w sobie. Szczera rozmowa jest warta więcej niż pałac z szesnastoma łazienkami. Tego nie można nabyć za żadne pieniądze. Sens życia i radości nie leży w okresie przedświątecznej gorączki, ani nawet w zadumie nad morskim brzegiem. Tkwi w nas samych, jakim by to się nie wydawało banałem, jest najdoskonalszym cudem wszechświata! I tak jak wszystko wymaga by zdać sobie sprawę.
Owo „odkrycie Ameryki” ilustruję nocnymi obrazami z kołobrzeskiego bindarza. Teraz , gdy natura zapada w zimowy letarg, wydaje się szczególnie urokliwy. W migotaniu parkowych świateł, i z perspektywą jak z obrazów Boscha. Nie tego od reklam i pralek! Ale wizjonera, który podobnie wyobrażał sobie naszą wędrówkę ku światłu zbawienia. Do raju. I nieważne, istnieje on czy jest pobożnym życzeniem. Każdy z nas podejmuje taką drogę, nie znając jej celu. Albo ulegając złudzeniu, że wie.